sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 8

---Oczami Clary---
Kinny ćwiczyła swoje umiejętności magiczne do późnego popołódnia. Szybko poszłam do domu, zmienić ubrania i trochę się ogarnąć, bo umówiłam się z Jace'm. Wpadłam do swojego pokoju niczym churagan i szybko zaczęłam szukać odpowiednich ubrań w szafie. W końcu wyciągnęłam z niej ciemne dżinsy, czerwoną bluzkę, czarny sweterek i czarne błyszczące buty koturnie, sięgające za kostkę buty. Poprawiłam makijaż, spryskałam się moimi ulubionymi perfumami i wyszłam. Jace jak zwykle stał przy drzwiach, a z nim Jocelyn. Uniosłam brwi, zdziwiona.
-Wróciłaś już ?-zapytałam matki.
-Tak, gdzie ojciec ?
-Pewnie jak zwykle w gabinecie, w końcu całe życie tam przesiedzi-odparłam. Valentine większość czasu spędzał porządkując papiery kręgu.
-Pewnie tak, sprawdzę. Przyjdziecie na kolację?
Co? Jocelyn zaprasza Jace'a na kolację czy tylko mi się tak wydaje ?
-Tak-odparłam. Moja matka pożegnała się z chłopakiem i poszła szukać swojego męża.
              ***Kilka godzin później***
---Oczami Jace'a---
-Czyli twierdzisz, że jak ci podpadnę czym to Kinny użyje mnie jako drewna na opał ?-spytałem. Nigdy nie spodziewałem się tej dziewczyny z roli czarownicy. Chociaż nawet pasowałoby do niej trzymanie np.jakiś kryształowych czaszek na stoliku nocnym. Zaśmiałem się cicho.
-Nie śmiej się-zbeształa mnie Clary.-Bo jak się dowie to wszyscy skończymy marnie. Ona jest niebezpieczna dla wszystkiego co dałoby się w jakikolwiek sposób zniszczyć.
-Taa, ciekawe co będzie jak nauczy się innych niebezpiecznych sztuczek-zastanawiałem się głośno.
-Wyobraź sobie, że naprzykład zostaniesz przmieniony w półkę na buty, albo w ogrodową figurkę krasnala-Clary najwyraźniej chumor dopisywał.  Westchnąłem z udawaną rozpaczą.
-Byłbym niesamowicie cudnym krasnalem ogrodowym-powiedziałem, a Clary wybuchnęła śmiechem.
-Hahaha, naprawdę? Powtórzę to naszej małej czarownicy, zobaczymy w jakiej postaci się jutro obudzisz.
-Ehh, nie strasz mnie-mruknąłem i zamknąłem jej usta pocałunkiem. Dziewczyna westchnęła i wplotła mi palce we włosy, a ja objąłem ją mocniej. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Jednak zanim doszło do czegoś więcej odsunęliśmy się od siebie. Nadal trzymałem Clary w ramionach, ale narazie próbowaliśmy złapać oddech. W końcu po baaardzo długiej chwili, która zdawała się być wiecznością rudowłosa wyplątała się z moich ramion, złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę swojego domu.
-Idziesz do mnie na kolację ?-spytała.
-Jasne, czemu by nie. Może być ciekawie.
---Oczami Clary---
Po kilku minutach doszliśmy do rezydencji Morgensternów. Weszliśmy do środka i poszliśmy w stronę jadalni. Po drodze spotkaliśmy Jocelyn. Od czasu powrotu do domu zdążyła się przebrać w elegancką, prostą sukienkę za kolano w kolorze jasno niebieskim. Spojrzałam na swój strój. Nie wydawał się odpowiedni na powitalną kolację dla mamy, ale nie chciało mi się przebierać. Poszłam do swojego pokoju tylko spryskać się perfumami, a Jace poszedł za mną. Uśmiechnął się na widok bałaganu panującego w moim pokoju. Na łóżku, poręczach krzeseł i toaletce leżały stosy ubrań. Żeby znaleźć perfumy musiałam zrzucić wszystko z toaletki na podłogę, więc teraz pokój wyglądał jeszcze gorzej. Jace odgarnął trochę ubrań z łóżka i usiadł.
-To wygląda jakby tu wybuchła bomba-mruknął, rozglądając się po pokoju. 
-Nie miałam czasu sprzątnąć-odparłam.
-Mogę ci pomóc po kolacji jak chcesz.
-Okej.
Wyszliśmy z pokoju i poszliśmy do jadalini. Przy stole już siedzieli mój brat Jonathan i Jocelyn. Usiedliśmy z Jace'm obok siebie, naprzeciwko mojej matki. Jonathan siedział obok niej.
-Valentine dzisiaj nie przyjdzie na kolację-powiedziała Jocelyn i zaczęła nakładać sobie jedzenie na talerz. Wszyscy zrobiliśmy to samo.
-Co u Kinny, podobno była w szoku-Jonathan chyba nie wiedział co ona musiała przeżyć.
-Trenuje. Chce umieć używać magii do walki-odparł za mnie Jace.
-Tak, jak narazie nawet nieźle jej idzie-dodałam. Jonathan udał wystraszonego.
-Już jestem martwy-powiedział.
-Dlaczego ?-zaciekawił się Jace.
-Bo lubiłem ją dręczyć, teraz już nie mogę.
Jocelyn zaczęła się śmiać. .
-Masz szczęście, że i tak długo tu nie pobędziesz, bo niedługo wracasz do Paryża. Może do tej pory Kinny nie nauczy się zabijać.
-Wątpię, ona jest niesamowicie zawzięta.  Będzie próbować do upadłego, albo ona, albo ja.-Jonathan udawał zrozpaczonego.-Jak coś wspominaj mnie miło, siostrzyczko.
Resztę kolacji zjedliśmy w ciszy. Później poszłam z Jace'm do mojego pokoju. Tak jak obiecał pomógł mi to wszystko ogarnąć. Jak skończyliśmy, padliśmy na moje łóżko i leżeliśmy chwilę nic nie mówiąc. W końcu blondyn przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Byłam tak zmęczona dniem, że zasnęłam w jego ramionach.
---Oczami Jace'a---
Clary zasnęła. Uśmiechnąłem się. Słodko wyglądała gdy spała. Oparłem się na poduszcze i patrzyłem na nią chwilę, a później wstałem i przykryłem pościelą żeby nie było jej zimno. Cicho wymknąłem się z pokoju. Po drodze do wyjścia natknąłem się na Jocelyn. Pożegnałem się z nią i poszedłem do siebie.  

Dziękuję za wszystkie wasze komentarze. Dzięki wam mam motywację, by pisać dalej <3 <3

2 komentarze:

  1. To dobrze, że masz motywację bo ja chcę NEXTA !<3 Rozdział naprawdę B O S K I <3 Powiem ci, że gdyby Kinny zamieniła Jace'a w krasnala ogrodowego to mogłabym go przygarnąć XDXDXD Życzę weny i pozdrawiam, czekając na następny rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Ciesze się, że masz motywacje bo jeżeli nie dodasz NEXTA to chyba uschnę. Kocham twojego bloga.
    Szczerze, to podczas czytania się uśmiechałam.
    Pozdrawiam i weny. <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń