wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 10

---Oczami Clary---
Siedziałam w gabinecie ojca. Valentine i Jocelyn byli po drugiej stronie biurka.
-Clary, wyjeżdżasz stąd-powiedział w końcu Morgenstern. Już otwierałam usta, by zacząć się protestować, ale matka powstrzymała mnie spojrzeniem. Westchnęłam i narazie siedziałam cicho.
-Madeleine Lovelace, ciotka Jaenelle zgodziła się, byś pojechała razem z Kinny, Tessą, Jamesem i Jaenelle do Madrytu. Wyjeżdżacie jutro po południu. Tam Hekatah nie będzie was szukać.
Poczułam, że to koniec. Wyjadę. Wszystko już ustalone. Nie chcę zostawiać tutaj Jace'a i Lightwoodów nawet jeśli robię to na krótko.
-Ale..-Valentine nie dał mi dokończyć zdania.
-Madeleine pozwoliła ci także zabrać ze sobą jeszcze jedną osobę do towarzystwa, chociaż tam jest kilka osób w waszym wieku.
Tylko kogo zabrać ? Bardzo chciałam zabrać Jace'a, ciekawe czy się zgodzi. Mam wielką nadzieję, że tak.
-Na pewno nie ma innego wyjścia?-zapytałam z nadzieją.
-Nie-Valentine machnął ręką i oto tym sposobem zostałam bezceremonialnie odprawiona. Miałam ochotę krzyczeć, ale Jocelyn złapała mnie za ramię i wyciągnęła z gabinetu.
-Pojedziesz tam na krótko, Clary. Niedługo wrócisz-powiedziała.-Spójrz na to z lepszej strony: zobaczysz Madryt. Możesz także wiele nauczyć się w Instytucie.
-Niby tak, ale...
-Daj spokój, lepiej idź się pakować-rozkazała zniecierpliwiona  Jocelyn i wróciła do ojca.
Nie powinnam być na nią zła. Pewnie wyjazd to pomysł Valentina. Jednak wcale nie miałam ochoty na wycieczki, nie teraz. Nie w takiej sytuacji. Rozumiem, że chcą mnie chronić ,ale ja przecież nie jestem z porcelany, potrafię o siebie zadbać.Westchnęłam i zaczęłam pisać ognistą wiadomość do Jace'a, a potem się pakować. Miałam dużo roboty. Niedługo potem usłyszałam pukanie do drzwi pokoju. Otworzyłam je i zobaczyłam Jonathana.
-Pomóc ci?-zapytał. Zmrużyłam oczy.
-Przesłyszałeś się rano, czy celowo nie powiedziałeś mi prawdy ?-zapytałam. Nagle ogarnęła mnie złość. Jonathan zrobił minę niewiniątka.
-Naprawdę myślałem, że to nieprawda i się pomyliłem. Skąd miałem wiedzieć ? Dopiero przed chwilą dowiedziałem się, że jedziesz.
Miał rację, nie mogłam go winić za to co się dzieje w moim życiu. Wpuściłam go do pokoju i wskazałam szafę.
-Pakuj.

Jonathan szybko zabrał się do pracy. W tym samym czasie przyszła odpowiedź od Jace'a. Jedzie ze mną !! Miałam ochotę skakać z radości. Może nie będzie aż tak źle ?
                                                ***Kilka godzin później***
---Oczami Jace'a---
Cieszyłem się na wyjazd z Clary. Wolę zwiedzać Madryt i mniej obawiać się ataku ze strony Hekatah niż tutaj ciągle oglądać się do tyłu. Szybko zacząłem się pakować. Moi rodzice zgodzili się na wyjazd jednak nie bardzo podobał im się ten pomysł. Przekonałem ich, że w Instytucie mogę nauczyć się czegoś nowego od jego mieszkańców. Poza tym chciałem oglądać magiczne treningi Kinny. Będzie się z czego pośmiać chociaż podobno szło jej coraz lepiej. No cóż, trening czyni mistrza. Westchnąłem i zamknąłem walizkę. Pakowanie skończone. 
---Oczami Jaenelle---
Prawie wyskoczyłam z siebie i stanęłam obok z radości, gdy dowiedziałam się, że odwiedzę Madryt. Szkoda tylko, że w tak nieprzyjemnych okolicznościach. Byłam już spakowana i gotowa na wyjazd. Wszystko miałam doskonale przygotowane. Usiadłam na łóżku i pomyślałam o Kinny. O tym co przeżyła gdy dowiedziała się kim jest. I o jej niesamowitej odwadze i determinacji. To dzięki swoim licznym, zaletom może zostać jedną z największych czarownic w historii. Kiedyś traktowałam ją obojętnie, Była tylko siostrą mojej znajomej. Ale jak zaczęłam jej pomagać w oswojeniu się z magią, zaczęłam traktować ją jak przyjaciółkę. Cieszyłam się, że mimo wszystko chce rozwijać swoje umiejętności. Kto by pomyślał, że tak to się wszystko potoczy...?
To była moja ostatnia myśl zanim zasnęłam.
---Oczami Clary---
Jonathan dokończył pakowanie bagaży i usiadł obok mnie na łóżku.
-Nadal masz zamiar się obrażać ?-spytał. Pokręciłam przecząco głową. Wcale nie miałam na to ochoty. To nie miało najmniejszego sensu, przecież nic złego nie zrobił. Uśmiechnął się i wstał, przeciągając się.
-Chyba już pójdę-powiedział.-Musisz odpocząć, jutro wyjeżdżasz-wyszedł, a ja nagle poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, przebrać się w piżamę. Rozczesałam włosy i położyłam się. Zasnęłam od razu. 
---Oczami Kinny---
Byłam tak zmęczona, że aż prawie potknęłam się o walizkę, leżącą na podłodze. Przeczesałam włosy palcami i przeniosłam ją w kąt pokoju. Usiadłam na łóżku i usiłowałam wszystko sobie poukładać w głowie. Madryt, Madryt, Madryt. Po co ja właściwie mam tam jechać ? Nie chcę uciekać przed niebezpieczeństwem. Nocni łowcy tak nie robią. Opadłam ciężko na łóżko. Moje życie robiło się z dnia na dzień coraz bardziej skomplikowane. A zawsze mogło się zrobić jeszcze gorzej. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie w okno. Odwróciłam się i moim oczom ukazała się Hekatah stojąca na parapecie po drugiej stronie szkła. Wiedziona paniką, nakreśliłam ręką w powietrzu znak, a czarownica spadła i przeleciała przez ogród. Wow, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak potrafię. Szybko wybiegłam z mojego pokoju i pobiegłam do Tessy. Otworzyła mi drzwi i wpuściła mnie do środka. Ledwo udało mi się wejść bo miałam mroczki przed oczami.
-Hekatah tu była-powiedziałam drżącym głosem, po czym chyba zemdlałam.

Woow, jeszcze raz chciałam podziękować za nominacje. Cieszę się, że ktoś chce to czytać :)) Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba <3

3 komentarze:

  1. Jezu ten roździał jest świetny .
    Dodaj szybko nexta prosze .

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW! Rozdział genialny.
    Dodaj szybki NEXT!!!
    Pozdrawiam i weny. ;-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny nie mogę się doczekać Nexta jak coś jestem nowa w temacie czytania i komentowania oraz pisania Bloga według mnie jesteś bardzo fajną osobą i widzę u ciebie szansę na książkę wiele czasu spędzam na czytaniu blogów i książek pozdrawiam i zachęcam do spojrzenia na mojego! ;) :) http://dasabapl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń