niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 26 cz. II

---Oczami Clary---
Jeśli umrzeć oznacza zapomnieć, to ja żyłam. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie wiedziałam ile tkwię zawieszona pomiędzy śmiercią, a snem. Nie miałam pojęcia ile dni tu jestem. Co się dzieje z Jace'm i resztą. Byłam sama w jakimś dziwnym, mglistym miejscu. Wszędzie były kamienie. Leżałam na jednym z nich, ale nie było mi niewygodnie. Jakbym była niematerialna.
- Bo jesteś. - Szept delikatnie niczym obłok pary, otarł się o mój policzek. Głos z pewnością należał do kobiety. Był delikatny, jakby mówiła do dziecka, próbując je uspokoić. Miała obcy akcent.
Uznałam, że skoro mi podpowiada, może udzielić mi parę odpowiedzi na pytania.
- Gdzie jestem?
- Gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią.
Że co!?
- Żyjesz, ale już niedługo. Umierasz - wyjaśniła. W gardle wezbrał mi szloch. To koniec?
Łzy skapywały mi po policzkach. W zetnięciu z kamieniem parowały, tworząc wokół mojej twarzy wciąż ten sam zawiły wzór.
Machnęłam ręką, przecinając nią znak. Para okazała się być gorąca i jednocześnie ostra jak nóż. Na dłoni miałam ranę o kształcie znaku. Moja dłoń zrobiła się gorąca, więc przyłożyłam ją do zimnego kamienia. Gdy ten już się nagrzał, Zrobiłam to samo z następnym i następnym, aż wszystkie kamienie wokół mnie były gorące. Na każdym z nich był taki sam krwawy znak jak na mojej dłoni. Krew idealnie wpływała w zagłębienia, przez co wzór nie zmieniał kształtu.
- Co tu się do cholery, dzieje!? - Nikt nie odpowiedział. Głos, który wcześniej Słyszałam zniknął. Przyłożyłam dłoń do serca. Za chwilę umrę. Sama. A inni nawet się nie dowiedzą o tym.
Nagle poczułam obezwładniający ból. Nie mogłam się ruszyć. Chciałam krzyczeć, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Dusiłam się. Musiałam walczyć o każdy oddech, który rozsadzał mi płuca. Chwilę później znów wszystko stało się przytłumione i szare. A ja najbardziej ze wszystkiego zapragnęłam zapomnieć. Pozwoliłam, by cisza wypełniła mnie całą.

---Oczami Kinny---
Coś było nie tak. Czułam to. Przemierzając dobrze mi znane korytarze instytutu, zastanawiałam się, co się dzieje. Albo co za chwilę ma się stać. Jednak nic nie przyszykowało mnie na dotkliwy ból serca. Jakby ktoś wydzierał mi je, zabierając coś ze sobą jakąś część mnie.
Clary. Ktoś usiłował zabrać nam związane z nią wspomnienia, myśli i uczucia. Zaczęłam z tym walczyć. Niestety za późno.

Witam i przepraszam. Nie miałam żadnego pomysłu, co może dziać się dalej. Zabrakło mi też czasu. Mam nadzieję, ze rozdział może być i czekam na wasze komentarze. Ochrzańcie mnie za to, że tak długo mnie tu nie było XD

3 komentarze:

  1. Czytam twojego bloga i jest cudowny! <3 Dlatego mam go w polecanych na swoim blogu. ; ))
    Więcej tu: http://da-inaczej.blogspot.com/
    Clary nie może umrzeć! Niech Anioły coś zrobią i ją uratują!
    Pozdrawiam i życzę weny! : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnu blog, świetne opowiadanie, świetny rozdział! -Jula^^

    OdpowiedzUsuń